RYCERSKIE NAPADY I...ŚMIERĆ - HISTORIA RAUBRITTERA - CZARNEGO KRZYSZTOFA
Dodane przez Admin dnia 17 lipiec 2006 11:47
RYCERSKIE NAPADY I...śmierć
HISTORIA RAUBRITTERA - CZARNEGO KRZYSZTOFA


Działo się na Dolnym Śląsku dawnymi czasy, iż niemal każdy podróżny w pewnych okolicach kierował do Boga gorliwe modlitwy. I nie czynił tego z wielkiej pobożności, a jedynie dla szukania nadziei przed ocaleniem mieszka lub własnej skóry. Od końca XV w. przyczyną panicznego strachu stał się rycerz zwany Czarnym Krzysztofem...

Historia ta ma swój początek we wsi Olszanica pod zamkiem Grodziec, gdzie w XV w. mieszkał Heinze von Zedlitz – zarządca Chojnowa. Po śmierci książęcego kapitana ok. 1470 r. nowym dziedzicem został Bernard (Berhardt), który wcześniej (1447) został wymieniony, jako właściciel części wsi Kopacz pod Złotoryją. Prawy ojciec, zajęty własnymi problemami widocznie nie miał zbyt wiele czasu na przykładne wychowanie młodszego syna. Ponieważ swemu pierworodnemu - Melchiorowi obiecał rodzinne dobra, Krzysztof od dzieciństwa wiedział, że ma do wyboru: wejść w stan duchowny albo zdobyć własny majątek. Ponieważ zbyt mocno wielbił wino, kobiety i walkę bojową, los popchnął go w tym drugim kierunku.
W końcu XV w., po zgonie ojca, czarnowłosy rycerz zdecydował się na opuszczenie rodzinnego gniazda. Dobrawszy sobie druha - Wawrzyńca von Stehwitza oraz kilku innych opryszków, postanowił inaczej dorobić się fortuny. Pewien XVII-wieczny kronikarz z Bolesławca dodał od siebie: Był on biedniejszym szlachcicem, ale za to bardzo wielkim rozbójnikiem.
Na podstawie kilku kronik można pokusić się o przebieg rozbójnictwa Zedlitza. Jedna z wcześniejszych informacji dotyczy 1500 r. i ograbienia mieszkańców Nysy. Po zwiększeniu stanu przez przystąpienie Jakoba i Markusa von Promnitzów, cała banda pod Kiełczyną (okolice Wałbrzycha) postanowiła obrabować proboszcza. Innym razem, niedaleko Namysłowa, Krzysztof zadźgał podróżnika; a innemu wraz z dwoma kompanami postanowił odciąć rękę. Nieco później raubritterzy napadli na kramarkę, która wiozła towary na rynek. Zabrali jej książki oraz habity mnichów, które później wykorzystali do dalszych napadów. W okolicach Lwówka rozbójnicy zrabowali dwa konie i sto marek, a niedaleko Ziębic, dwóm Czechom, 12 guldenów. Opuszczając Śląsk, na pewnym wrzosowisku pod Mechler Heide zamordowali rzeźnika z Lubania, a wielu ludzi koło Frankfurtu pozbawili rąk. Dokonywali rabunków również w Czechach, a dokładniej na szlakach w okolicach zamku Stein.
Banda napadała również na zamki, dwory, plebanie, karczmy i jarmarki. Grabili niemal wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość: bydło, trzodę, ubrania, żywność czy wozy. Dla zyskania zaskoczenia banda Krzysztofa bardzo często przebierała się za: chłopów, mieszczan, rzemieślników czy kupców. Pewien nieznany kronikarz napisał: Tego człowieka bardzo się obawiano. Paktował z książętami i wymuszał od miast relatywnie duże sumy pieniędzy.
Po kilku latach łupienia na terenie Czech i Łużyc raubritterzy powrócili w rodzinne strony. Również i tutaj nie próżnowali; w 1504 r. we wsi Choiniec (ob. część Czapli), przez którą przebiegał stary szlak handlowy, napadli na kilku kupców zabierając im dwa załadowane wozy i cztery konie. Dwa lata później (1506) w tym samym miejscu banda dokonała jednego z najbardziej upamiętnionych napadów. Bolesławiecki kronikarz napisał: Mieszkańcy Lwówka byli ze swoim suknem we Wrocławiu na jarmarku i gdy przejeżdżali przez Choiniec sądzili, że są bezpieczni i wystrzelali swoją broń. Wówczas to pomiędzy Choińcem a miastem w małym zagajniku zaatakowani zostali przez Czarnego Krzysztofa oraz jego towarzyszy, i obrabowani. Inny dziejopisarz dodał, że rozbójników wyjechało z lasu kilkunastu, po czym rozgorzała krótka, acz zażarta walka. W trakcie jej trwania zabito dwóch mieszczan: lwóweckiego burmistrza - Tschörtnera, mieszczanina - Hansa Thomana oraz rycerza - Jerzego von Zedlitza, dziedzica z podmiejskiego Brunowa, a zarazem kuzyna raubrittera(!). Jedna z miejskich kronik dodała: Zostali oni przytroczeni do koni i ciągnięci aż do miasta. Zginęli krzycząc straszliwie. Czarny Krzysztof wypuścił wziętych do niewoli kupców dopiero po otrzymaniu dużego okupu. Dzięki temu zdobyty łup wynoszący olbrzymią wówczas kwotę - 1400 guldenów węgierskich, został szybko powiększony aż do 2200.
Z obawy przed wysłaniem zbrojnych oddziałów, banda przeniosła się na wschód, gdzie 20 października 1508 r. napadła na wrocławskich urzędników. Zabrano im listy królewskie i biskupie, które przeczytano, zaś ich samych ograbiono i pozbawiono dłoni. Ponieważ Wrocław przygotował specjalne oddziały do pojmania rozbójników, ci pospiesznie przenieśli się do dzielnicy księcia legnickiego, będącego w zatargu z nadodrzańskim miastem. Wykorzystując tą sytuację, banda Krzysztofa udała się w kierunku Bolesławca, zdobywając po drodze dwór w Skale. Następnie, przy drodze do Chojnowa napadli na czeskiego kupca, którego pozbawiono 20 kóp srebrnych groszy praskich. W 1509 r. pod Bolesławcem banda dokonała okaleczenia młodej kobiety i zamordowania podróżującego z nią młodzieńca. Innym razem w pobliskich borach ograbiono jednego furmana ze wszystkich pieniędzy oraz dwóch koni. Pod Garncarzami napadli na podróżnego, któremu nie tylko zabrali gotówkę, lecz również i życie.
Pewien czas później Czarny Krzysztof najechał na Złotoryję, skąd uprowadził córkę rajcy miejskiego - Jerzego Kuntha. Dla opóźnienia pogoni raubritterzy podpalili jeden z folwarków. Nieszczęśliwy los chciał, że kilka dni wcześniej wpadł w ręce bandy narzeczony owej panny, którego pozostawiono na śmierć; rozpiętego i wycieńczonego torturami przy wrotach dworu. Zapewne to właśnie on licząc na przeżycie, wyznał jaką piękną i zamożną niewiastę zamierza poślubić.
Sytuacja na korzyść miasta zmieniła się po złapaniu jednego z kompanów Krzysztofa, który po spotkaniu z katem wyjawił ówczesną siedzibę rycerza – dwór w Olszanicy (zajęty po śmierci starszego brata). Wyprawa zapewne ruszyłaby wcześniej, ponieważ jednak Czarny Krzysztof wszem i wobec twierdził, iż pochodzi z rodu Reisewitz, nikt nie domyślił się tak bliskiego położenia rezydencji. Te niepozorne kłamstewko skutecznie powstrzymywało wiele wypraw, mimo ogłoszenia przez śląskie miasta nagrody za jego pojmanie. Wrocławska rada miejska zaoferowała nawet olbrzymią sumę 500 guldenów węgierskich za żywego, lub połowę mniej za martwego rycerza.
Haniebne postępowanie Czarnego Krzysztofa i reszty rabusiów, przeciągnęło się aż do 25 września 1512 r. Ponieważ śląski raubritter przewidział, że schwytany w końcu wyzna złotoryjskim mieszczanom, gdzie znajduje się jego dwór, postanowił zakraść się do miasta. W przebraniu udało mu się nawet zasztyletować dawnego kompana, który w ten sposób uniknął poniżającej śmierci z ręki kata. Zadowolony wrócił do Olszanicy, tymczasem - jak podaje kronikarz: Dzielni mieszkańcy Złotoryi ułożyli plan, aby napaść na tego rabusia i go pojmać. Dowiedzieli się, że będzie on pewnego dnia na swojej posiadłości w Olszanicy. (...) Przybyli pod rezydencję niezauważeni. Krzysztof świętował wtedy (...) [i] wydał wspaniałą ucztę, aż spostrzegł, że jego siedziba jest ze wszystkich stron okrążona. Mieszczanie wdarli się do środka, a ponieważ Krzysztof i jego ludzie stanęli do obrony, rozgorzała krwawa walka, która skończyła się jego pojmaniem. W nieco inny sposób ujął to inny dziejopisarz: Przybyli mieszczanie złotoryjscy do Olszanicy i uwięzili go, choć zaciekle się bronił i byłby uciekł, gdyby na czas nie otoczyli jego siedziby. Co ciekawe, wedle późniejszej legendy raubrittera zgubiła pewna niewiasta. Znała bowiem przejście do wodnej fortecy, przez które wprowadziła złotoryjskich mieszczan. Jeśli to prawda, to może była nią wspomniana wcześniej córka rajcy Jerzego Kuntha?
Warto nadmienić, iż zupełnie inne zakończenie zbójeckiego procederu utrwalił trzeci z kronikarzy: W końcu został złapany przez mieszkańców Lwówka, gdzie został okrutnie przesłuchany [przez kata]. Następnie przekazano go do Legnicy, gdzie 13 kwietnia 1513 roku stracono go przez ścięcie głowy. Ten ostatni przekaz niesie sporo fałszu, albowiem to oddziały mieszczan złotoryjskich wspomożonych okolicznym chłopstwem obległy dwór, który udało im się zdobyć. Ponadto schwytanego rycerza i jego trzech żywych kompanów zabrano ze Złotoryi do Legnicy. Tam też Krzysztof przebywał ponad rok w lochu zamkowej wieży, skąd pisał listy do księcia legnickiego Fryderyka II, lecz nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
Po zakończeniu długiego procesu wydano wyrok, na postawie którego 5 października 1513 r. powieszono go ponoć w białej koszuli z czarną kokardą. Tu kroniki znów się rozmijają: czasem wymieniana jest drewniana szubienica obok wieży zamkowej, zaś innym razem kamienna, przed jedną z legnickich bram. Wedle lakonicznej wypowiedzi XVII-wiecznego dziejopisarza z Bolesławca: Odprowadzony (...) do Legnicy, został powieszony na zwykłej szubienicy. Raubritter idąc na stryczek cytował podobno fragment Biblii - psalm 146: Nie chciejcie ufać w książęta ani w synów ludzkich w których nie ma pomocy. Co ciekawe, wedle jeszcze innych przekazów, rozbójnik stracił życie na rynku na szafocie, gdzie kat pozbawił go głowy!
Zdawać by się mogło, że w ten sposób zakończy się historia jednego z najbardziej znanych raubritterów na Śląsku. Niestety; jego życie i działalność, owiane dziesiątkami lokalnych legend urosły z czasem do tego stopnia, że przez kilkaset lat matki straszyły nim swe niegrzeczne dzieci. Popularnym stało się też powiedzenie: Kłamiesz, jak Czarny Krzysztof!
Ponieważ rezydencję Zedlitza w Olszanicy zburzono, przez lata nie wiedziano o jej istnieniu. Dopiero odkrycie w 2003 r. przez właściciela posesji w dolnej części wsi fragmentów naczyń, spowodowało przeprowadzenie ratunkowych badań archeologicznych przez Uniwersytet Wrocławski; zakończonych latem 2005 r. wystawą w Muzeum Ceramiki w Bolesławcu. W wyniku prac okazało się, że częściowo dwór był wzniesiony na dębowych palach położonych na bagnistym podłożu. Składał się bowiem z drewnianych budynków gospodarczo-użytkowych oraz kamiennej wieży mieszkalnej. Pod pozostałością pomieszczenia, które zapewne służyło jako sala jadalna, odkryto ponad 20 całych naczyń (dzbany, kubki, misy), kilka dobrze zachowanych trójnóżków do sporządzania jadła (odpowiedniki współczesnych patelni) oraz piękny protokamionkowy kufel. Ciekawostką było znalezienie cynowego dzbanuszka bez dna i pokrywki ze specjalną rurką. Przedmiot związany był najprawdopodobniej z destylacją alkoholu, choć nie można wykluczyć rodzaju poidełka dla chorych lub dzieci. Ponadto odkryto elementy uzbrojenia: żelazną kulę do bombardy i trzy topory. Wśród pozostałych przedmiotów watro wspomnieć o: podkowach, nożu z drewnianą rękojeścią, pierścieniu, sprzączce z pasa rycerskiego, flakoniku na maści, dzbanku cynowym, łuczywie, fragmentach drewnianych talerzy, opasce na nadgarstek, fragmentach butów, w tym dziecięcych oraz kawałkach tkanin.
Dziś barwną historię wykorzystują dla gawiedzi dwa zaprzyjaźnione bractwa rycerskie: Bolesławiecka Drużyna Rycerska Syrokomla oraz Chorągiew Księstwa Legnicko-Brzeskiego. Podczas przygotowywanej scenki rodzajowej w rolę Czarnego Krzysztofa wstępuje Czarny Wiesław z Grodźca. Po okresie rozbojów, pod jego siedzibę przybywa ze swymi oddziałami Paweł herbu Syrokomla. Po zażartej walce na placu boju, stają naprzeciw siebie dwaj rycerze; niezwykle zacięty pojedynek kończy się zranieniem raubrittera, który zostaje doprowadzony pod topór kata i ścięty. Tym samym w pamięci potomnych po raz kolejny zostaje imię rozbójnika. Może to jego klątwa za czyny niegodne prawdziwego rycerza...?

(Autorka dziękuje pracownikom Muzeum Ceramiki w Bolesławcu za udostępnione informacje, zdjęcie przedmiotów oraz rekonstrukcję dworu)
Zdjęcia do Artykułu w Galerii